Monday, March 7, 2011

5.



"Nie martw się dziecko
Horror się nie zacznie
Dopóki nie wpuscisz
Nie poznanego w
Nierozumną czesc tego
Co uczucia bierze za nieważne"


- Raz kozie śmierć – rzekła kózka, podchodząc do trudnej wyczynowej akrobacji na skraju urwiska i na wieki zamilkła. Śmierć w ten czas do kozy przybyła i ot tak (jak to zawodowi rzeźnicy usuwają tłuszcz z mięsa) usunęła  duszę kozy z ciała.  Kózka wielce była tym strapiona, co jej kostucha tak piekne ciało wzięła. I beczec nim umiała, i skakac nim umiała. Raz tylko skok za trudny spróbowała, no i już więcej nie skakała. (Jednak czy kózka byłaby kózka nie skacząc, czy można odmawiac kozce tak fundamentalnej dla niej rzeczy jak skok, po to tylko żeby ja przed szkodą uchronic?) Teraz natomiast co z jej pięknego ciała, z jej pięknych ambicji? Teraz jest tylko skorupa swojego dawnego siebie, byle majakiem. Majakiem, albo własciwie esencją, golizną najgolszą, ktorą teraz śmierc wscibska w całej okazałosci podziwia. Przecież nie miała kózka jeszcze umierac, jeszcze nie teraz!
            Nagle coś przerwało jej tok myślenia. Czy to wzrok smierci, który teraz jakis odmienny jej się wydał? Czy może jednak jakies ukłucie bezpośrednio wykonane w jej goliznm, w jej esencje, w jej dusze. Teraz w pełni kózka uświadomiła sobie swoją Nagośc i swoją Bezradnośc w tym stanie. To one ją bodły, to one ją paliły, wraz z nimi palił ją wzrok, ten ohydny, wscibski wzrok Śmierci. Te oczy, z których płynęła bezgraniczna groza, z których na jej dusze kaskadowała nienawisc w ilosciach potęznych. One ją paliły! Kózka czuła jak ten wzrok przeżera całe jej jesteswo, jak trawi ją niczym kwas. Tyle Bólu! Czemu teraz nie może umrzec?
            Ból natomiast robił swoje, robił to co do niego należało. Dokonywał zabiegu wykonywanego już setki razy. Przedarłszy się przez powłoke duszy, wdziera się do wnętrznosci kózki. Trawi wszystko na swojej drodze. W końcu dociera do ostatniego bastionu spokoju i zaczyna ostatni boj przed bramami serca. Słabe serca nie mają z tym Bólem szans, jedynie te uzbrojone w arsenał miłosci mają jakas mozliwosc obrony. Walka niestety nigdy nie jest równa. Sprzymierzeniec Bolu: mózg, zawsze przychodzi wesprzec wojego pana. Tak też Ból boi się jedynie serc z niebiańskim wsparciem. Tych serc, które pomimo ataku dokonywanego przez hordy rzeczywistosci, pozostają nierozdarte. Kózki miłosc niestety nie znała ten niebiańskiej potęgi. Jej miłośc tkwiła w tym co doczesne, a smierc brutalnie odebrała jej tą doczesnosc. Ból ją zwyciężył .
            Teraz już nie miała nic. Teraz usłyszała ciężkie akordy Marsza Pomazańców. Teraz chłostały jej bębenki w uszach. Śmierc, która dowodziła atakowi Bólu stojąc nieruchomo, teraz się poruszyła. Teraz tęz popchnęła kózke by ruszyła się z miejsca. Całe to teraz wydawało się dziwnie ciężkie. Tak jak gdyby czas już nie płynął, jak gdyby z każdym nowym Teraz wbijał gwóźdź w słabiutką duszyczkę kózki.
W takim Teraz kózka postanowiła swój pierwszy krok w tym nowym swiecie, dostrzegając ze jest to całkiem inny świat, niż ten w którym zwykła żyć. Pozornie świat nowy był podobny do starego, ale tutaj cienie wydawały się głębsze, z polnych kwiatów unosił się fetor smierci, z wąskich zapadlisk i szczelin w skałach wyglądały łby demonów, zwłoki petały się pod nogami, a na nich żerowały larwy much końskich, wiecznie niezmienne, wiecznie oślizgłe, wiecznie zgnilne. W tym świecie kózka postawiła swój pierwszy krok. Pierwszy, bo kózka zauważyła w sobie zmianę. Odkryła ze nie jest już kózką, dostrzegła że teraz jest tworem szkaradnym z rogami, genitaliami, kopytami i kosmatym ogonem. Czy kózka była teraz diabłem? Twór ten poczuł się w tym momencie ogromnie zagubiony (kolejne Teraz uderzyło). – A może – Twór pomyślał – nigdy nie byłem własciwie kózka, może to był  tylko sen! .
            Śmierc zniknęła z pola widzenia, a własciwie ze strefy, w ktorej jej obecnosc przytłaczała twory ziemskie czy nieziemskie, stare czy nowe. Jej miażdżąca obecnośc jej aromat demona odeszły. Twór poczuł się teraz kopletnie samotny. Czy śmierc była dawała mu komfort psychiczny pośród tej krainy rozkładu? Czy ona nie miała przypadkie towarzyszyc, przewodzic   w tym nowym swiecie. W koncu to ona go do niego sprowadziła. Twór przeciez był tu kompletnie zagubiony. Ba, nie znał nawet samego siebie!
            Zaczeło się już sciemniac, ale nie tak, że wiadomo, iż słońce wzejdzie następnego dnia. Zaczęło się scimniac tak jakto muzyka w tych psychodelicznych zabawkach, w których muzyka zawsze staje się coraz wyższa i wyższa ale nigdy za wysoka, i tak na wieki. Gdzieś tam w dali Twór kątem oka dostrzegł plamkę światła.- Nie możliwe, tylko złudzenie i tak była za daleko żeby do niej dążyc. To resztki nadziei we mnie pragneły ją ujrzec i wytorzyły iluzje - . Tak pomyśał twór  i pośród robactwa, fetoru śmierci i brzytwozębnych demonów pogrążył się w ciemnosci najgłebszej . I tak trawiony przez larwy much, które uznały go za padline, pozostawał i chłonął, a każde kolejne Teraz było mu towrzyszem i jedynym informatorem ze istnieje.

Thursday, September 9, 2010

4.

I wanted to do this post the tik tik clap style(because I was just listening to The Cool Kids and I thought it might sound different than any other adjective) but I came to a conclusion that I will not since I don't know what it could mean. Today I want to write something about a song that has cought my (h)ear. Its Hans Zimmer's "Jack Sparrow". Now this song has cracked my mind nutlike. At first I was just listening to it but then it was not enough for me. Since I'm myself am a musician(not a good one I should note) and to be more precise a cellist, a hidden truth intrigued me. Namely "what makes this peace so complete". And there it all cleared every listening of this creation. Its genious unveiled. The way the cellos enter heavily and in unison and from that "crowd" a one voice comes out dizzly but firm, oh the way the notes are accented . At moments like this I regret not being a poet. Than cello phrase from the beginnig is still sounding in the background. Then this single cello mush like a bird on it first flight quickly returns to the nest. Now the background seems to have been taken back by this flight and begins to mimic it. The mimic ends. Then there is a rustle in the nest o strings, much like a mother giving a reprimend to it child for being disobedient. But! the child does not listen its eager to go its ways and so it flies. The other voices, join it in this dance. Although this single voice keeps on gaining a certain unique edge,  the scene becomes crowded. This last for a time, in which this first free voice is lost from the scene. The mob weakens, alas it gets tired. And so the Free voice once again emerges takes flight, as if it was hiding, saving its strength until the crowd hushed. Once again the listener sees this single voice's dance. Yet again the lauder voices wake up and all togather they take flight in a one last act of harmony and than... it all dies.
This was my feble attempt to describe music by my reception. Hope it wasn'e too bad.
Thats all for today.

Tuesday, September 7, 2010

3.

funny fuct (love that word in that form): there's non its just that the word fuck seems cool. Now that I think about it , this is something i shud've wrote on twitter but what the heck.

Monday, September 6, 2010

2.

What I wanted to for my second entry was to post some of my graphics(this is the main reason that this blog was created for) but my scanner is having some technical problems so insted I'll swap draw to thought (ok so this maybe doesn't sound as catchy as "food for thought" but I'm no sentece maker).
So yeaterday i finished reading this book "The Sorrows of Young Werter" and it made me think. Well first of all I've got to say that Goethe (its author) was a romantic literature movement and that can give You a certain insight on how this book is, also I've got to say that it ends with Werthers death.

So reasuming my thoughtspill. It made me reestablish my view point of view at a person having a depression. Before i finished this book I thought of depression as a persons result of ones will weakness. But now i reconsidered it seeing how he went through all the inner transformations. From bęing extremly joyous and in love to a misreable and sad person finally not being able to cope and killing himself.

Now I've rethought all this and concluded that one can't say that others will is weak.to make it clearer I'm going to compare this mental ilness to HIV. What it does is that it primarly attacks your immune system, your core protection. Weakens it without this system even noticing. And once that is defence is immobilised, although the virus itself does not kill you, your organism is defenceless against other viruse. And so it is similar with depression.

 First your heart is weekend, made soft. Meanwhile will power comes from the mind and so you don't notice it weakning. And do the rest of the analogy Yourselves. This comprisone may not be the best because human's emotions and mind are much more complex in being than an activity of a virus, but it helps to understand it a bit.
    I've not yet formed all my thoughts about it into words so this is much like a sketch that I'm writing here.

Theres also one thing that I want to note. Werther himself at the beginnig of the book while he's in a state of euphoria he says that one can control with his mind his mood and that it is horrible when you do not enjoy life and instead poison other with your gloom, and thats its possible to stay happy at all timen unless some phisical sickness in not weakening you, while later on in the book he himself attacks his friend arguing what power does his mind have over his heart. So that is basically what made me think bout the depression'n'stuff.

I hope that this post does leave a smallstain in your brain that you will want to clean(as in think about it not get rid of it). Thats all for today i think.

Saturday, September 4, 2010

1.

Welcome to my crazy and twisted world of thought, expression and the real world interpretation. And so with this I end this first post